2010-08-06

Przed wakacjami #3: idziemy po piwo

Kto jest klientem sklepu? Pracujący 9-17 obywatel, robiący zakupy przed lub po pracy, świętujący niedzielę, wstający w sobotę przed godziną 11 i posługujący się wyłącznie gotówką. Do tego: posiadający cały worek drobnych i żadnych "grubszych" nominałów (najlepiej w ogóle płacący odliczoną kwotę).

Przykładowa sytuacja: miejscowość Zadupie, gmina Zaścianek, godzina 21:47, dzień tygodnia: chyba niedziela. Mam ochotę na piwo, więc zgodnie z pustością studni (lodówki brak) wybieram się do sklepu celem zakupu wspomnianego dobra luksusowego. Jako żem człowiek leniwy i złomu nosić nie lubię, zabieram wyłącznie pleacak i portfel z kartami. Idę do sklepu i... zamknięte. Wszystkie sklepy pomyślane są o "przeciętnej większości" robiącej zakupy przed pracą (ewentualnie zaraz po) i nieposiadającej zachcianek np. późnym wieczorem. Rozumiem, że działanie sklepu to koszta i niewygody... dlaczego jednak najbliższy czynny punkt całodobowy (notabene zamykany na święta państwowe!) znajduje się prawie 30 kilometrów dalej? Zanim bym tam dotarł i wrócił, lokalny sklep byłby dawno otwarty, poczekam zatem.

Dzień następny, godzina 7:04. Idę do sklepu po raz drugi. Dobrze, że zapisałem godziny otwarcia sklepu - poza samymi drzwiami (małą naklejką na nich) nie ma możliwości sprawdzenia, kiedy sklep jest czynny. Oczywiście: w dobie informatyzacji, w XXI wieku jedynym sposobem informowania klientów dalej pozostaje powieszenie kartki. Docierając do sklepu biorę z lodówki wspomniane piwo, idę do kasy, towar jest nabijany i... nie mogę zapłacić kartą, ponieważ "płatność kartą od 20 złotych".

Tutaj mała dygresja związana ze sposobem działania terminali sklepowych. Otóż wszelkie limity tego typu ustala tylko i wyłącznie sklep - operatorzy terminali rozliczają transakcje o dowolnej kwocie dającej się wyrazić pełnymi groszami. Dlaczego są limity? Otóż operator terminalu liczy sobie procent płatności (minimum ileś) za każdą operację kartą. Stąd sklepy wprowadzają limity - klient płacący kartą za pudełko zapałek (-0.20PLN) przynosi sklepowi stratę(!) 0.30PLN + koszt zakupu przez nich pudełka zapałek. Przy bardzo niskich kwotach wysokość prowizji przekracza czasem nawet łączną kwotę operacji. Z racji równoważności gotówkowych i bezgotówkowych sposobów płatności, sklep teoretycznie (choć różne się przypadki zdarzają) nie ma prawa podnosić cen w zależności od formy zapłaty. Stąd wspomniane limity - aby uniknąć straty.

Wracając do opowieści: dobieram w takim razie zakupów tak, żeby przekroczyć 20PLN, po czym podaję kartę. W tym momencie dowiaduję się, że... terminal nie działa od miesiąca i szef zdecydował się "nic z tym nie robić", bo kartą płaci jedna osoba na kilkanaście. Najbliższy bankomat jest kilka kilometrów dalej. Co w takiej sytuacji zrobi zwykle klient? Wyjmie gotówkę/posłusznie uda się do bankomatu. Co zrobię ja? Zostawię zakupy na ladzie, wyjdę, będę regularnie pytał, czy terminal już działa, robiąc zakupy w innym sklepie (nawet gotówką). Gdy okaże się, że działa - zrobię zakupy. Z żądaniem i wymaganiem nabijania każdej partii towaru (oczywiście w jak najniższej kwocie przekraczającej 20PLN) osobno - z osobną płatnością. Np. wchodząc do sklepu co 5 minut i robiąc kolejną porcję zakupów.

Załóżmy, że jednak jestem zdesperowany i chcę zapłacić gotówką. Bankomat, jak to bankomat, wypłaca stuzłotówki. Chcę zapłacić za piwo i słyszę, że "nie ma jak wydać". Czyli: nie mogę zapłacić odliczonej kwoty kartą, bo limit lub zepsuty/brak terminalu, nie mogę też gotówką - bo nie mam drobnych. To JAK mam w takim razie zapłacić? Może oddać plecak w zamian za sześciopak?

Mamy XXI wiek, zrozumiałbym sklep, który (dla wygody, oszczędności i bezpieczeństwa) nie akceptuje gotówki. Natomiast w żaden sposób nie jestem w stanie zrozumieć sklepu, w którym trzeba mieć gotówkę, żeby kupić cokolwiek. Może wrócimy do handlu wymiennego?

To ostatni mój felieton w najbliższym czasie - na około 9 dni znikam z Sieci. Wakacje :)

2 komentarze:

  1. To o czym piszesz to trochę instrukcja jak być upierdliwym dla sklepów. Na ich miejscu funkcjonowałbym dokładnie tak samo - robił wyłącznie rzeczy, które są rentowne. Nie jest to przecież niczyje lenistwo czy złośliwość, nie sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawia mnie jedno: skoro jest prawna równość środków płatniczych gotówkowych i bezgotówkowych (jest to w którejś z ustaw) i wg. prawa m.in. ceny muszą być jednakowe, to czy ograniczenia płatności bezgotówkowych nie mogłyby być potraktowane (o ile sklep miał możliwość techniczną przyjęcia takiej transakcji) jako złamanie tego przepisu. Przydałby się prawnik.

    Na całą sprawę patrzę wyłącznie z punktu widzenia klienta takiego, jak ja: czyli klienta unikającego gotówki jak ognia (jeśli już, to "jak bankomat da" - czyli duże nominały), klienta wiecznie zapominalskiego - przypominającego sobie w wigilię o 23:48, że lodówka pusta i trzeba mieć coś na święta. I, wg. mnie, coś z wiecznym brakiem całodobówek i wiecznym zamykaniem mi wszystkich pobliskich sklepów w święta zrobić trzeba! Podobnie ze sklepami jawnie olewającymi klienta i każącymi sobie płacić w gotówce.

    Stąd (sam stosuję i namawiam) bojkot tych punktów, które nakładają ograniczenia na płatności kartą (lub takowych nie obsługują). O ile jest jakikolwiek wybór - zawsze wybiorę sklep, który mniej ogranicza kartę płatniczą.

    OdpowiedzUsuń